Gdzie teraz jesteśmy?

poniedziałek, 30 września 2013

Kolejna wyprawa - CHINY

Po niemal 2-letniej przerwie nadszedł czas na kolejną wyprawę.
Tym razem niestety nie dysponujemy już taką ilością wolnego czasu jak na studiach, dlatego wyjazd będzie krótszy, ale mamy nadzieję równie interesujący.
W planach mamy zwiedzanie Chin - zaczynamy od Pekinu, potem "się zobaczy". Szczerze mówiąc ten wyjazd jest najmniej zorganizowany ze wszystkich - plan wycieczki zamierzamy ułożyć po drodze!
Jak wyjdzie - się okaże.
Tymczasem do zobaczenia w Pekinie.

wtorek, 2 sierpnia 2011

Padangbai-Denpasar-Polska

Wczorajszy dzien spedzilismy w Padangbai. Wszyscy spotkani przez nas na lodzi ludzie zachwalali to miejsce, opowiadali o ciszy i spokoju, pieknej plazy. Poniewaz mielismy jeden dzien wiecej niz wynikalo to z naszego planu, postanowilismy zostac w Padangbai, zamiast jechac do Denpassar, najwiekszego miasta na wyspie, gdzie nie ma nic ciekawego.
Padangbai to faktycznie malutkie miasteczko, ale jak na nasze standardy malo spokojne. Wszedzie slychac bylo jezyk niemiecki i angielski (z australijskim akcentem). Kazda restauracja miala menu w kilku jezykach. Slowem - wspaniale miejsce na wczasy ze Scan Holiday czy Tui.
Blue Lagoon to faktycznie piekna plaza, z krysztalowa woda i bialym piaskiem. Troche przeszkadzaly nam knajpy przy plazy, parasole i lezaki, wiec po krotkiej kapieli ruszylismy wzdluz wybrzeza. Natrafilismy na malutka sciezke, ktora przez gesty las opuncji i innych kaktusow zeszlismy do zacisznej zatoczki. Tam nie bylo juz nikogo, bylismy sami i faktycznie odnalezlismy cisze i spokoj. Rafa tez byla niczego sobie, chociaz nie wymienie gatunkow ryb, jak to S ma w zwyczaju, bo sie na tym nie znam. (S krzyczy, ze z nowych rzeczy to widzial matwe...)
Dzisiaj rano wstalismy wczesnie, zlapalismy autobus do Denpassar i ruszylismy na spacer po miescie. Na lokalnych targowiskach kupilismy zalegle pamiatki, ziwdzilismy swiatynie hinduska zrobiona w calosci z bialego koralowca (nie mamy zdjec, bo chcieli za duzo pieniedzy za aparat).
W czasie naszej wloczegi po miescie nasze nogi same nas zaniosly pod McDonald. Stesknieni europejskosci uleglismy pokusie...
Na 3 w nocy mamy juz umowiona taksowke. O 6 rano czeka nas lot do Singapuru. Tam przejdziemy sie po miescie i o 23 wsiadamy w samolot do Polski. Do zobaczenia!

niedziela, 31 lipca 2011

Zdjecia rejs Flores-Bali

Wysepka Kanawa

Lunch na pokladzie

Rinca









Waran w natarciu



Czas isc spac

Warany na Komodo





Nasza lodz


Gorny poklad - sypialnia





Nasz kapitan


Slone jezioro na wyspie Satonda

Tak blisko, a tak daleko. Nie ma mocnych, trzeba plynac.

Tak rozpoczela sie nasz podroz ku zrodlom (wodospadom) - Moyo


"Mokradla" na Moyo

I w koncu dotarlismy na miejsce - dyscyplina w zalodze ulegla wyraznemu rozluznieniu


Spotkalismy tez Pocahontas




Hmm ciekawe czy tam da sie wdrapac

No.... niebardzo


Nasza lodz desantowa




Kambuz

Rejs Labuanbajo - Bali

Zgodnie z tym co pisala K. ostatnie 4 dni spedzilismy na morzu. W czwartek rano stawilismy sie w porcie,
gdzie czekala na nas lodz i pozostala czesc zalogi. Bylo nas ostatecznie osmioro, na stateczku przeznaczonym na
 18 osob, wiec mielismy sporo miejsca. 

Z Labuanbajo obralismy kurs na Kanawe, gdzie po rzuceniu kotwicy mielismy godzine czasu dla siebie,
ktore spedzilismy oczywiscie na podziwianiu rafy. Na poklad wezwal nas glos kapitana zapraszajacy nas
 na lunch. Przyznac trzeba, ze wachta kambuzowa nie zawiodla nas ani razu. Zgodnie z zapewnieniami biura
 podrozy raczono nas indonezyjskimi przysmakami z ryb i owocow. Posilki spozywalismy na srodokreciu
 na ulozonym na pokladzie dywanie. Po lunchu wyruszylismy w strone wyspy Rinca, zaliczajac po drodze
 jeszcze jedno miejsce do snorkelingu.Wyspa Rinca wraz z Komodo i kilkoma mniejszymi wysepkami wchodza
 w sklad Narodowego Parku Komodo slynacego oczywiscie z waranow i bogatego zycia podwodnego. 
Nasze pierwsze spotkanie z waranami mialo miejsce juz w stacji Rangers (straznikow) 5duzych smokow
oblegalo obozowa kuchnie. Jaszczury faktycznie robia wrazenie, mielismy okazje podziwiac dwa walczace 
samce i przyznac trzeba, ze te z pozoru ospale gady potrafia byc diabelnie szybkie. W czasie dwugodzinnej
 wycieczki widzielismy tylko ogon uciekajacego warana i kilka dzikich bawolow wodnych i dzikich swin.
 Noc spedzilismy przy malej, porosnietej namorzynowymi zaroslami wysepce zamieszkanej przez setki 
latajacych lisow (tak nazywane sa tutaj, olbrzymie, wielkosci jastrzebia, owocozerne nietoperze). 
W ostatnich promieniach zachodzacego slonca mielismy okazje podziwiac te zdeformowane ptaki, ktore 
wydajac przerazajace dzwieki, calymi chmarami wzbijaly sie w powietrze, udajac sie na sasiednie wyspy 
w poszukiwaniu jedzenia. 

Wstalismy ze wschodem slonca i juz o 7 dobijalismy do brzegu Komodo. Tutaj, podobnie jak na Rince 
w towarzystwie Rangersa uzbrojonego w rozwidlony kij udalismy sie szukac waranow. Tutaj mielismy duzo 
wiecej szczescia, pomijajac oczywiscie smoki w okolicy restauracji, udalo nam sie spotkac trzy okazy w 
dziczy. Oprocz tego widzielismy gniazdo orla morskiego, papuge Kakadu (duza, biala z zoltym grzebieniem, 
nie jestem pewien nazwy), dzikiego konia i kilka jeleni oraz malp. Nastepnie poplynelismy na rozowa plaze, 
czyli jedno z najlepszych miejsc do nurkowania z rurka w calym parku komodo. Rafa jest tu faktycznie 
wspaniala, z mnostwem ryb i pasacymi sie na niej zolwiami morskimi. Z Pink beach udalismy sie do 
manta point, miejsca gdzie mozna spotkac w czasie nurkowania rozne rodzaje plaszczek, wraz z najwieksza
 z nich manta. Niestety nie mielismy na tyle szczescia, zeby ja zobaczyc. Widzielismy tylko kilka plaszczek 
orlich i nakrapianych flatfish (nie znam polskiego odpowiednika) jak to dobrze ze mante widzilem w czasie 
nurkowania, bo siedzialbym w wodzie dopoki jakas by nie nadplynela, a tu juz sie trzeba bylo zbierac. 
Reszte dnia i cala noc spedzilismy na pelnym morzu plynac w kierunku wyspy Satonda. Nie bylismy jednak 
sami. Co chwile przylaczalo sie do nas stado delfinow, to znowu lawica latajacych ryb wyskakiwala 
z wody i uciekajac przed lodzia leciala nad falami przeszlo 100m. W nocy podziwialismy gwiazdy oraz morze.
 Cala powierzchnia mienila sie drobnymi swiecacymi punkcikami, takimi morskimi swietlikami - to fluoryzowal plankton. Podziwijac to wszystko caly czas przychodzila mi na mysl ksiazka "Zycie Pi".

O wschodzie slonca przybilismy do Satondy. Krotki snorkeling i ruszylismy wglab wyspy, gdzie znajdowalo 
sie slone jezioro. Podobno polozone jest ono w kraterze wulkanu, ponizej powierzchni morza. Z Satondy 
poplynelismy na wyspe Moyo, gdzie po krotkiej przeprawie przez dzungle dotarlismy do wodospadu rodem 
z filmu "Piraci z Karaibow". Krysztalowa woda z wysokosci okolo 20 m wpadala do 3 polozonych na roznych 
wysokosciach naturalnych basenow. Za wodospadem znajdowala sie plytka jaskinia, idealne miejsce 
do schowania skarbu! Mielismy okazje wykapac sie w slodkiej wodzie! Po powrocie na lodz znowu 
wskoczylismy w maskach do wody. Z Moyo udalismy sie na wyspe Badang, gdzie tez podziwialismy 
rafe i podwodne hodowle glonow (miejscowy przysmak, dodawany min. do lodow!). Noc spedzilismy 
kotwiczac przy malej, otoczonej biala plaza wysepce Gili Bedil.W niedziele okolo 11 dotarlismy do miasta 
Labuan Lombok na wyspie Lombok, skad juz autobusem dotarlismy do Mataram. Szczesliwie udalo nam 
sie dotrzec na dworzec autobusowy akurat, zeby zlapac autobus, a potem prom na Bali. Mielismy jechac 
do Denpasar, ale ze mamy tu jeszcze dwa pelne dni postanowilismy jeden z nich spedzic na plazowaniu 
w Padangbai. Podobno tutejsza plaza - blue lagoon, sasiaduje z jedna ladnijszych raf na Bali, ale to okaze sie jutro. Pozdrawiamy!
P.S. Nie chcialem zanudzac o tym w tekscie, wiec pisze o tym tutaj. Jako fascynat zycia podwodnego, pochwalic sie musze, ze w czasie tych czterech dni widzial;em min: murene olbrzymia (1,5m), koniki morskie, zolwie morskie, plaszczki orle, langusty, krewetki, lionfish (nazywana pieknym zabojca z racji na potencjalnie smiertlena neurotoksyne), stonefish (10x bardziej toksyczna niz poprzednia) oraz 2m napoleonfisf (nazywanego rowniez z racji na rozmiar bawolem rafy).

środa, 27 lipca 2011

Nurkowanie w raju.


Sprobuje dokonac niemozliwego, czyli napisac cos o dzisiejszym nurkowaniu. Przed nurkowaniem jak w kazdej prowadzonej przez europejczyka baize zostalismy wtajemniczeni w szczegoly miejsca w ktorym nurkujemy. Poniewaz spodziewano sie tam silnego pradu zostalismy wyposazeni w specjalne haki, przywiazane do naszego ekwipunku, ktorymi mielismy przyczepic sie do podwodnych skal. Wszystko zaczelo sie od negative entrance, czyli skoku do wody z oprozniona kamizelka wypornosciowa. Slowem jednym jak kamien w wode, lot konczyl sie po 22m swobodnego spadania. Prad byl faktycznie bardzo silny, wiec kiedy zorientowalem sie co, gzdie I jak, zaczalem goraczkowo szukac miejsca na moj hak. Okazalo sie to nie takie proste – cale dno uslane bylo koralami, ukwialami, w kazdej dziurze czailo sie jakies zyjatko, tu murena, tam slimak. W koncu udalo mi sie zahaczyc. Nadmuchalem kamizelke I zawislem 3 m nad dnem jak boja. Nareszcie mialem chwile, zeby sie rozejrzec. Widocznosc, byla ograniczona, moze 10-15m, przez lawice tropikalnych ryb. Wsrod tej gromady roznych ksztaltow kolorow, przemykaly sie 2-3m cienie – rekiny! Bylo ich przeszlo 20! Jeszcze nie otrzasnalem sie z pierwszego wrazenia, a juz zobaczylem wielki cien przesuwajacy sie po dnie. Pierwsze co wpadlo mi do glowy – lodz plynie po powiezchi. Spojzalem w gore, a tam przelatywala mi na glowa 4m manta. Mialem problem, zeby utrzymac zamknieta buzie, szczeka zrobila sie naprawde bardzo ciezka. Po chwili do calego tego tanczacego towarzystwa dolaczyly 3 mniejsze paszczki orle (eagle ray). BYlo to cos niesmowitego. Kazdy z nurkow, ktory ze mna nurkowal  po wyjsciu na powierzchnie stwierdzil, ze bylo to najlepsze nurkowanie w jego zyciu. A wiekszosc z nich byla juz na wielkiej rafie w australi, ktora jest podobno najpiekniejsza na siiecie. Drugie nurkowanie bylo rowieniz wspaniale, ale porownujac je z pierwszym, poza masa tropikalnych rybek, wiedzielm tylko 3 rekiny I kilka ryb napoleona I to wszytsko. Tak prezentuje sie Park narodowy komodo pod woda, jutro I pojutrze bedziemy go podziwiac z innej perspektywy. Pozdrawiamy! 
S.
Ponizej zdjecia i jeszcze jeden nowy post

Zdjecia Moni i Ruteng

Pranie w strumyku
Domy kryte strzecha wciaz mozna znalezc w Moni




Sledzace nas na spacerze dzieci

Pola ryzowe


Girl power!

Zapomniana przez swiat wioska, bez drogi


Bambusowy most

Jakos trzeba sobie radzic

S. udaje cwaniaka
A taki widok w dol!

Kelimutu przywitalo nas deszczem

Czekalismy na wschod slonca

Wschod slonca na Kelimutu




Cud na Kelimutu

Czarne jezioro

Turkusowe

I zielone (chociaz na zdjeciu nie widac tak wyraznej roznicy)

Powrot przez dzungle





Pan na motorze!!!

Targ w Moni



RUTENG

Pajecze pola ryzowe


Bus do Labuanbajo

I nasza kolacja



Byly juz szczury, jaszczurki, myszy, karaluchy, gekony, prosiaki, dziobiace po pietach kury. Ale krabow w kafejce internetowej jeszcze nie bylo. Pozdrawiamy!